28.09.2015 22:53
Zamiast do biura, na wycieczkę!
Szkoda, bo robiłem co mogłem. Wstałem koło godziny jedenastej. Próbowałem zacząć ten dzień wcześniej, naprawdę, tak normalnie, przed ósmą rano. Niestety, próby były daremne. Moja nocna aktywność przy teleskopie odbiła się A katarem, B stanem kompletnej niedyspozycji w chwili, gdy rozbrzmiał dźwięk budizka. Giełda czekała, do jedenastej kurs stał.
Chcąc nadać nieco pozytywnej dynamiki, w samo południe, najedzony, ogolony, pachnący i jak zawsze zabójczo przystojny, ubrałem buty i kurtkę, złapałem za kask, rękawice i kominiarkę by wyruszyć. Po dwóch dniach przerwy Honda podskakiwała z radości na tę wyprawę w nieznane, bez zegarka, bez pośpiechu, z daleka od korków i miast. Kierunek powiat garwoliński! Na giełdzie zaczęły się spadki.
Po trzynastej byłem już w lasach nieopodal Wilgi. Miejsce dla mnie dość szczególne. Jako gówniarz jeździłem tam na kolonie, jako starszy gówniarz odwiedzałem moje dziecko wypoczywające z dziadkami, już wtedy na szerszeniu. Trasa malownicza, byle minąć Górę Kalwarię i przekroczyć Wisłę. Potem już wioski, pola, lasy, trochę wybojów, nie za duży ruch. Zahaczyłem o knajpę "U Aniołów". Otwarte! Jeszcze do końca października mają otawrte przez 7 dni w tygodniu! Później już tylko od piątku do niedzieli. Pełen nadzieji ruszyłem dalej ostrząc sobie zęby na obiadek w drodze powrotnej. Tym bardziej dziwi, że właśnie wtedy na warszawskim parkiecie kurs akcji pewnej spółki osiągnął swoje dzienne dno...
Zaraz za Wilgą są Maciejowcie, miejsce historycznej bitwy. Jeszcze przed Maciejowicami stoją działa artyleryjskie z czasów II Wojny Światowej. Dojechałem do nich przez las, pachnący, rześki, gęsty las. Jeszcze tylko przejazd tunelem pod droga krajową i już, pomnik pamięci żółnierzy oraz cztery działa. Nieco dalej w stronę Wisły jest jeziorko, w którym kąpałem się latem razem z dzieciakami. Dzisiaj nikt się nie kąpał, tylko dwóch wędkarzy gapiło się na spławiki. Dalej można wjechać na jeden z wałów wiślanych, utwardzony, dzisiaj skąpany w słońcu i wyjątkowo zachęcający. Po lewej zakola Wisły, po prawej nieliczne domy, sady, pola. Na końcu drogi ciągnącej się wałem zjechałem nad Wisłę, by wrócić polną drogą wzdłuż rzeki, raz mokrą i grząską, to znów piaszczystą i suchą, prawdziwy offroad dla mojej Hondy! Tak jak ja jeździłem to niżej nadbrzeżem, to znów wyżej wałem, tak i kurs akcji szukał odbicia od wstydliwego poziomu pięciu złotych z groszami za akcję... Bez powodzenia.
Z nad Wisły zajechałem wprost do miasteczka Wilga. Było chłodnawo, rześko, słońce oświecało ludziom twarze, dzieciaki czekały na przystanku na PKS, jakaś dziewczyna szybko przemykała w stronę lasu, pod sklepem pijany milioner badał mnie wzrokiem, a ja powoli, jednak poza ich zasięgiem, tuż obok a jakby w innym wymiarze, jechałem pewnie przed siebie, przecinając drogę ze wspomnień. Notowania drugi raz sięgnęły dzisiejszego dna.
Wróciłem do lasu, na obiad. Kiedy jadłem, intrygujący jegomość, który spozywał piwo przy komputerze przy stoliku obok, wyszedł obejrzeć mój motocykl. Jegomość nosił brodę godną szanującego się drwala oraz klapki kilka leveli przewyższające produkty firmy Kubota. Wnioski z obserwacji zachował jednak dla siebie, a i ja tkwiąc w swoim socjopatycznym sosie nie zamierzałem niczego od niego wyciągać. Zjadłem, napoiłem się i ruszyłem w drogę powrotną. Słońce swoimi bystrymi promieniami, skrząc na szybie kasku niemal słyszalnie, zakrzywione miarowym, pewnym, brzmieniem stu i dwudziestupięciu centymetrów sześciennych, wprowadzało mnie w stan euforyczny. Było przepięknie. Droga, jej kształt, miejsca po obydwu jej stronach, były jak kibice rozsiani po trasie maratonu, jak tetrahydrocannabnnol unoszący trzydzieści centymetrów ponad chodnikami... Nie, były jeszcze lepsze. A notowania akcji... a chrzanić notowania akcji.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (1)
- O moim motocyklu (18)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)