20.07.2015 10:55
9447 km - licznik stanął, ja jadę dalej...
Weekend upłynął pod znakiem wycieczek i omijania burz. Sobotnią nawałnicę udało mi się ominąć, choć tak naprawdę to po prostu ona ominęła mnie. W każdym razie bardzo przyjemnie się pyr-pyr-pyr obok rozwścieczonej chmury, trochę jak ze stoickim spokojem obserwować podminowaną matkę swojego dziecka... Z całym szacunkiem dla chmur burzowych!
W niedzielę wyskoczyłem 60 km pod Warszawę. Rodzinka z psem i bagażami zajęła cały samochód, Szerszeń był jedynym słusznym wyborem. O ile jazda przez miasto nie rajcuje mnie jakoś bardzo, tak pyr-pyr-pyr brzegiem zbóż, skąpany w słońcu, z wiatrem w rękawach... Nieopisywalne. I tylko pszczółek szkoda, tych co dopełniają żywota przy werblach owiewki.
Niedzielny powrót przymusowo zakończyłem kilka kilometrów przed domem. Podmuch wiatru zatelepał mną tak, że widok tak oddalającej się, jak i zbliżającej ziemi wcale by mnie nie zdziwił. Dzięki Bogu znów sie udało. Zdążyłem zaparkować na najbliższym parkingu, stoczyc walkę z wichrem o pokrowiec, zabezpieczyć Szerszenia i schować sie pod daszkiem pobliskiej kwiaciarni. Co było potem widzieliście w tv. Mimo, że do domu zabrakło kilku kilometrów, poczytuję to za mój sukces.
Na liczniku wyglebywania nadal zero!
Dziękuję i
pozdrawiam! :)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (1)
- O moim motocyklu (18)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)